piątek, 9 października 2020

452

Czterysta słów. Podobno ma zdziałać cuda. Jeszcze nie czuję się w pełni przekonana, ale chyba nie ma co czekać. Mówi się, o zaczynaniu zanim poczujesz się naprawdę gotowy. Tu i teraz, z tym co masz. No to zaczynam. Tu i teraz. Ze zmęczeniem, bólem głowy, przepracowaniem i wciąż bolącym nosem po porannym teście wymazowym na covida. Swoją drogą, byłby niezły finał sezonu, gdybym posłała całe wesele na kwarantannę. Sezonu ślubnego, ma się rozumieć. Taką właśnie pracę sobie obrałam na obecny moment mojego życia.

Kim jestem? Dokąd zmierzam? Za co jestem wdzięczna? Czego żałuję? Czego się boję? Na co niecierpliwie wyczekuję? Czego chcę? Jesienią łatwo wpadam w melancholię i podobne pytania same nasuwają mi się do głowy. W mieszkaniu jest cicho, ciemno. Zmęczony J. zasnął w drugim pokoju. Słońce zachodzi teraz tak wcześnie, szkoda że do tej pory nie miałam czasu wyjść po zapas świeczek, żeby te ciemności choć trochę odgonić. Chociaż z tymi świeczkami, to taka robota, że wygłuszają pytania z początku akapitu. A ja chcę je słyszeć. Jesień sprzyja rozmyślaniom, a jak dobrze pomyślisz to i szanse na sensowne zmiany znacznie rosną. Taka to jesień. Czas przemijania i zmian.

I wyciszenia, zdecydowanie. Zaczynam kolejny akapit, na koncie 200 słów, co oznacza że do napisania drugie tyle. Nie wiem o czym będzie druga połowa. Nie wiem nawet o czym będzie kolejne zdanie, ale wiem że chcę je napisać. Uwolnić myśl. Nawet jeśli nie będzie miała większego składu i ładu, czuję że pisanie mnie wycisza. Gdyby tak nieco przekształcić „Inktober” (malowanie tuszem każdego październikowego dnia na określony temat). Mogłabym zamiast malowania codziennie pisać. A w dniu z dowolnym tematem, chciałabym napisać o tym, że jest mi trochę smutno i że trochę się pogubiłam. Z N O W U.

Gubię się regularnie. Chciałabym przestać, ale trochę to sobie komplikuję. Boję się, że dla mnie już za późno. Wiem, że to kłamstwo, a jednak coś sprawia, że biorę je całkiem serio. Odkładam wszystko na ostatnią chwilę. Oddać jutro zmontowany materiał z wesela, do którego nawet nie zajrzałam? Spoko. Tak, wiem, że już po 20, że film ma trwać ponad 1,5h i że jestem perfekcjonistką. Spoko, dam radę. To w końcu ostatni montaż zrobiony pod klucz, nie do mojego portfolio.

Zakończmy ten super intensywny etap w moim życiu. Myślałam co prawda, że będę świętowała inaczej, może jakimś drinkiem na mieście. Zapisaniem się na kurs tańca z J. W końcu będę miała więcej czasu! Zamiast tego świętuję gorącą herbatą z sokiem malinowym, w zaciszu mieszkania w którym słychać jedynie brzęczenie komputera, pomruki sennych bardziej niż zwykle kotów i stukot uderzeń moich palców w mechaniczną klawiaturę. Świętuję tym cierpkim powiewem wiosny, kiedy pojawiały się pierwsze obostrzenia. Coś mi mówi, że tym razem nie wyjdziemy z tego tak szybko.











 

piątek, 31 lipca 2020

Najbardziej intensywny czas w moim życiu

Na tytule mogłabym poprzestać, bo w zasadzie nie mam wiele czasu na napisanie tego posta. I to nie kwestia organizacji, bo mam to teraz dopięte na ostatni guzik. Autentycznie ciągle coś do zrobienia, film do zmontowania, telefon do wykonania, sprawa do załatwienia. Jadę na pełnych obrotach od kilku tygodni, w dodatku daleko poza moją strefą komfortu.  

Kocham to (żeby nie było) jednak wiem, że wkrótce będę potrzebowała choć kilku dni pauzy, żeby odetchnąć. Za tydzień czeka nas przeprowadzka i nie mogę się jej doczekać, trochę odpocznę nosząc meble ;) Bliska mi osoba miała poznanie, że lipiec będzie dobrym miesiącem i rzeczywiście taki jest. Rozwijający jak żaden inny.


 Na bardziej intensywny i stresujący okres odpuściłam przygotowywanie
zdrowych posiłków, ale od tygodnia wróciły moje ulubione śniadania
- jaglanki na słodko. Po przeprowadzce i dopięciu terminów
chcę wrócić na pełną petardę, może kupię dobrze zbilansowany
wegański jadłospis, co chodzi za mną pd dłuższego czasu.


Na początku lipca (tak mi się wydaje) Dasha  pofarbowała mi
włosy na różowo. Mam wrażenie, że jak jestem w tej wersji to
jakoś więcej się dzieje ;p



Choć róż sprał się dość szybko, to nie przestało byc intensywnie ;)



















poniedziałek, 8 czerwca 2020

Co Bóg robi w moim życiu? | część I

Przeglądając zdjęcia i notatki z minionych dwóch miesięcy, poczułam ogromne pragnienie napisać tu o rzeczach, które Bóg robi w moim życiu. To także jest przyczyną mojej nieobeności tutaj na blogu.

Żywo doświadczam tego, że przebudzenie wchodzi na kolejny poziom i myślę, że już nie zwolni. To jest czas naszego przygotowania, treningu. Bóg jest tak dobry, niech wszystko, co tutaj opiszę odda Jemu Chwałę!


Zacznę od tego, że w grudniu minionego roku modliłam się i pytałam Boga na czym powinnam skupić się w 2020. Zrobiłam swój mały kolaż, a w mojej głowie rozbrzmiewało słowo-wskazówka na obecny rok. To słowo to ZMIANA.

Wiedziałam, że to nie będzie nic małego. To miała być największa zmiana w moim dotychczasowym życiu. Wiedziałam też, że żadna zmiana nie nastąpi bez mocy Boga, bez Jego Łaski. Skąd? A no, próbowałam już sama wprowadzać zmiany. Już jakieś 8 lat próbowałam i doświadczyłam mnóstwa porażek na wielu różnych polach. Być może napiszę coś więcej na ten temat w moim świadectwie, którym wkrótce chcę się tutaj podzielić.


Wiedziałam już, że sama nic nie zdziałam, więc postanowiłam mocno uchwycić się tego, co słyszałam na modlitwie. Uwierzyłam Bogu w nadchodzące zmiany, wyznawałam je. Dosłownie oparłam się całkowicie na wyznaniu, że rok 2020 jest rokiem największych zmian w moim życiu i że nastąpią tylko dzięki Łasce Boga, po którą chcę przychodzić codziennie z ufnością do Jego Tronu.

Podczas kwarantanny wzięłam też udział w wyzwaniu Dziennik Rozwojowy, które polegało na tym, że codziennie przez 10 minut odpowiadałam na różne pytania, najczęściej bardzo konfrontujące i trudne, bo odnoszące się do tych wszystkich rzeczy, które chciałam zmienić w swoim życiu, a jednak nie udawało mi się to przez lata. To było dobre doświadczenie i bardzo się cieszę, że mam to wszystko spisane.


Niecałe dwa miesiące temu zobaczyłam jak w mojej głowie słowo ZMIANA przekształca się w słowo ŁASKA. I kilka dni później coś zaczęło dosłownie pękać.

16 kwietnia 2020
Dzień w którym zaczęłam ćwiczyć. Po prostu. Od tak. Wstałam z łóżka i zrobiłam trening, po którym mięśnie bolały mnie przez trzy dni. Gdyby ktoś mi powiedział o tym dzień wcześniej - na pewno nie uwierzyłabym. Moja aktywność fizyczna ograniczała się wtedy do wędrówek na trasie komputer - lodówka, a tu takie coś. Zupełnie spontaniczne pragnienie. Łaska.

Oczywiście muszę dodać, że nie był to jednorazowy wyskok. Od tego dnia ćwiczę regularnie, 4-5 razy w tygodniu. Nie są to krótkie i lekkie ćwiczenia, a mimo to wykonuję je z przyjemnością. Realizuję właśnie drugi miesiąc planu treningowego i za jednym wyjątkiem nie zdarzyło się, żebym nie cieszyła się na trening. Cud? Dla mnie na pewno.

Chcę tutaj podziękować też Ani z bloga Ekstrakt Życia. Po tym wpisie poczułam się bardzo zainspirowana!


Tego dnia nie tylko zaczęłam ćwiczyć. Zaczęłam też zdrowo jeść. Również od tak. Bez przygotowań, bez planu, bez poczucia że coś tracę. Wyliczyłam swoje ppm, cpm, makro i z lekkością zaczęłam redukcję. Zaczęłam od prostych posiłków, a w trzymaniu swoich założeń pomaga mi aplikacja Fitatu i waga kuchenna. Nie czuję się znużona tym procesem - przeciwnie! Odkrywam mnóstwo inspiracji w przygotowywaniu pięknych, dobrze zbilansowanych posiłków i czuję się lepiej niż kiedykolwiek. Jak piszę te słowa czuję przedziwną radość. Dotychczas mogłam pisać je jedynie w formie moich marzeń.


Na zdjęciach dumnie prezentują się moje ulubione zdrowe deserki,
czyli snickersowe smoothie na kaszy jaglanej i wegańskie lody słony karmel.
Taką redukcję to ja rozumiem ;)


 Kolejna rzecz, którą mogę śmiało doliczać do listy cudów
- Bóg zmienił i wciąż zmienia moje podejście do ludzi.
Chcę spędzać czas z ludźmi, chcę ich kochać, jestem dużo bardziej otwarta.
Czuję jak moje uprzedzenia i osądy są wypalane, a na ich miejsce wchodzi
tylko słowo KOCHAJ. Modlę się wciąż, żeby Bóg zmieniał moje serce.
Chcę doświadczyć w tym roku prawdziwych relacji Przymierza.
Już zaczęłam, ale wiem, że to dopiero początek.



Zmiana w organizacji codzienności.

Jeszcze niedawno całkowicie zmarnowany dzień nie był mi obcy.
Mnóstwo poczucia winy i przetestowanych kalendarzy.
Nie działało. Aż tu nagle w mojej głowie: Kup planer.
Ale kolejny? serio? Co to zmieni?
Planer jednak kupiłam i nagle zaczęłam rozgryzać
misterną sztukę organizowania codzienności.
Wciąż testuję różne rozwiązania, praca w blokach,
jaka poranna rutyna jest najlepsza, kiedy czas z Bogiem
jest najbardziej owocny. Uczę się dosłownie planować
z Duchem Świętym.

Przy tym punkcie wspomnę, że od dłuższego czasu wstaję ok. 5:30.
Niemożliwe stało się możliwe - Bóg przekonał mnie, że sowa może
przemienić się w skowronka. I to z uśmiechem na ustach!
 


Ten wpis jest już długi, ale wciąż mam wiele do opisania!
Doświadczam przełomów w moim chrześcijańskim życiu.
Przełomy w modlitwie, łaska do najdłuższego jak dotąd postu.
Zmiana w ostrości widzenia duchowej rzeczywistości. Coraz częściej
słyszę konkretne prorocze przesłania. Czasem jadąc tramwajem konkretny
obraz tego, co nadchodzi. Innego dnia niezwykła odpowiedź na modlitwę
i przemiły czas w kawiarni z pewnym starszym panem poznanym 
'przypadkiem' na ulicy chwilę wcześniej. 

Pragnienie bliskości Boga,
w inny sposób niż dotychczas. Coraz mniej opieram się na emocjach,
a zamiast tego chcę kochać stabilnie. Być super praktyczna. Służyć.


 Inspiracją do tego wpisu była pewna piękna chwila.
Usiadłam na mojej ulubionej ławce w parku, moim małym happy place.
Po przeczytaniu kilku rozdziałów
Biblii wyjęłam notes i zaczęłam przeglądać wpisy z ostatnich miesięcy.
Wyzwanie Dziennik Rozwojowy, zapiski pełne wiary.
Czytając doświadczałam coraz większej ekscytacji, kiedy
okazało się, że te wszystkie rzeczy o których pisałam z tęsknotą, 
marzyłam i wierzyłam, że zaczną dziać się w tym roku...
naprawdę się dzieją.

Niesamowite jest to, że to wciąż dopiero początek zmiany,
czuję to mocno.

Ten wpis jest chyba jednym z najbardziej niezwykłych,
które tu zostawiam. Za wszystko co mogłam dzisiaj opisać,
CHWAŁA BOGU! 

Chcę dodać, że wierzę w to, że jest czas Łaski i Zmiany dla całego
kościoła. Nie jestem jedyną osobą, która doświadcza teraz nowej rzeczywistości.
Rzeczy mocno przyspieszają, bo przed nami ciekawe czasy :)


środa, 15 kwietnia 2020

Kwarantanna | dzień 31

Dziś mija dokładnie miesiąc. Chciałoby się napisać "pierwszy miesiąc", ale tak naprawdę nic nie wiadomo. Choć nie ukrywam, że ucieszyłabym się z kolejnego. Lubię ten czas, przywilej zostawania w domu. Pewnie jestem w tym osamotniona.  Cieszą mnie obecne refleksje, choć nie zawsze są przyjemne. Mimo to lubię je, bo część z nich prowadzi do zmian. Odkrywam w sobie coraz większy introwertyzm, kiedy czasem odczuwam przesyt rozmów na video chacie. Jeśli wrócimy jeszcze na chwilę do 'normalności' zrobię coś, co pewnie niewiele osób podzieli. Zacznę spędzać więcej czasu sama. Bez internetu, bez rozpraszaczy. W ciszy.

A dzisiejszy dzień upłynął bardzo szybko. Uzupełniliśmy zapasy, przesłuchałam kilka podcastów. Zjadłam coś naprawdę pysznego. I pięknego. Aż zostawiłam trochę więcej koloru na zdjęciach, mimo, że zazwyczaj trochę je wygaszam. Zrobiłam kilka małych zadań, choć mogłabym dorzucić do mojego planu jeszcze kilka. Wieczorem kurnik ze znajomymi. I zleciało. Co przyniesie jutro?






Na koniec prawdziwy autor tego bloga, pan koteczek aka Kajtuś. Uchwycony na moment przed publikacją. Do napisania!

wtorek, 14 kwietnia 2020

Kwarantanna | dzień 30

Po raz pierwszy od ponad roku czuję to co teraz. Czuję, że jestem gotowa ruszyć dalej. Jakbym była podłączona pod kroplówkę z weną. Niesamowite. Wiem dokładnie co robić. Kiedy piszę te słowa, przeszywają mnie przyjemne ciarki. Motyle w brzuchu. Jasność myśli. I pomyśleć, że wystarczyła odrobina konsekwencji. Odrobina.

Chcę zapamiętać ten wtorek, 14 kwietnia. Nigdy nie lubiłam wtorków. Może teraz staną się moimi ulubionymi dniami tygodnia? A może jeśli utrzymam konsekwencję, nie będę musiała wybierać pomiędzy dniami? Nie chcę myśleć, że to zbyt piękne. Nie. To nowy etap. Poprzedni już za mną. To czas na stabilizację, zupełnie nowy czas.

Słowo - wskazówka, które wybrałam na ten rok, to zmiana. Czasem jednak myślę, że to łaska. Żadna zmiana u mnie nie zaszła bez łaski. Próbowałam, naprawdę. Siła, która była we mnie, okazywała się nie być siłą. Dopiero kiedy wkraczał Bóg, kiedy prosiłam Go o pomoc. Wtedy działy się cuda. I dzieją się dalej. A mi pozostaje dziękować i przecierać zaszklone oczy ze zdumienia.

Wciąż nie ustaliłam ze sobą czasu publikacji. Skłaniam się jednak ku pisaniu do popołudniowej kawy. Myśli zgrabnie układają się w mojej głowie. A to, jak je przepisuję, to już inna bajka.





poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Kwarantanna | dzień 29

Kolejny dzień w izolacji. Pachnący jagodami z puszki i wiosną, którą podglądam przez okno. Nadrobiłam wyzwanie Dziennik Rozwojowy, słuchałam Bitów Praskich i zmontowałam świadectwo dla I. To nietypowy poniedziałek, choć trudno mówić teraz o typowych dniach. Miałam dziś kilka refleksji, również niecodziennych. Powierzam je Bogu, może kiedyś pokieruje mnie w te strony.

A tymczasem rozstawiamy nasze kino domowe i odpalamy końcówkę pierwszego sezonu The Flash. Ciężko było mi przebrnąć przez początek, a później walczyłam o 'jeszcze jeden odcinek'. Kuba jednak jest konsekwentny, więc serial rozłożyliśmy na 2 tygodnie. Zostało nam ostatnie chrupadło, ale na szczęście okazuje się, że z kilku puszek może powstać dużo dobrego jedzonka. Zostawiam kilka domowych kadrów z dzisiaj. Do jutra!





 


Łączna liczba wyświetleń