W sobotę 3 września wzięliśmy ślub cywilny. Postaram się zrelacjonować ten cudowny dzień najlepiej jak potrafię :)
Przyjechaliśmy do domu późnym wieczorem w piątek, obładowani różnymi torbami, ubraniami, prezentami. Po wypakowaniu tego wszystkiego, kolejnej przymiarce obrączek, zobaczeniu swojego wianka, złapałam cudoowną fazę. Brałam każdą chwilę w 100% dosłownie, całą sobą w tu i teraz. To przychodzi tak łatwo kiedy oczekujesz pięknych chwil, chcę oczekiwać ich cały czas. Położyłam się po północy i zasnęłam bez problemu.
*sukienka czeka spokojnie*
-Prezenty dla rodziców, ankiety 'życz i radź' wykonane na szybko wieczór przed ślubem,
trochę ramek z naszymi zdjęciami na stoły-
-Najpiękniejszy na świecie wianuszek z Ptaszarni
(zamówiłam różowy i tak bardzo się cieszę że nastąpiła pomyłka :D )-
-No i obrączki z wygrawerowaną datą naszego pierwszego spotkania
( od naszego pierwszego spotkania jesteśmy razem :D )-
W dzień ślubu wstałam bardzo radosna o 8, każdej przyszłej PM mogę śmiało powiedzieć,
że to jedna z bardziej ekscytujących myśli z którą można się rano obudzić, a mianowicie...
- DZISIAJ NASZ ŚLUB :D -
Tak jak przewidziałam, 3 września 2016 ani przez sekundę nie poczułam żadnego stresu,
nie było żadnych wątpliwości i nic nie było w stanie go zepsuć.
Co do śniadania, wmusiłam w siebie trochę jedzonka ale byłam za bardzo
podekscytowana, zdecydowanie nie był to stres.
Przez cały dzień, szczególnie przed samym ślubem byłam niesamowicie spragniona
i wypiłam chyba z 3 litry wody :D
Fryzjer był o 11, nie byłam na żadnej próbnej, ale moje oczekiwania
były banalne - zwykłe loki z wałków. Do tego delikatnie przypięty wianek
i fryzura voila!
Byłam zapisana również na makijaż, którego się nieco obawiałam.
Nie maluję się codziennie. a kiedy już to w stylu nomakeup look.
Obawy były słuszne :D Widząc końcowy efekt zobaczyłam w lustrze
dwie tony tapety (pani zapewniała mnie że to bardzo delikatny makijaż, bo
jestem 'za subtelna' na mocny). Początkowo próbowałam ją przekonać,
że to zdecydowanie za mocne, ale szybko zrozumiałam że tylko tracę czas.
Po makijażu jeździliśmy z Kubą odbierać naszych gości,
dobre pół godziny zajęło mi zmycie tapety (do dyspozycji jedynie chusteczki,
ślina i lustereczko samochodowe) ale udało się! :3
Na prawie dwie godziny przed rozpoczęciem uroczystości przyjechaliśmy na salę,
rozstawiliśmy ramki na stołach. Nagle okazało się, że jest już dużo osób, a do ślubu zostało
20 minut. Czas upłynął bardzo radośnie i niesamowicie szybko!
Dalej szybkie zakładanie sukienki, delikatny makijaż i szukanie świadków,
którzy spokojnie czekali przed salą :D Panował bardzo pozytywny chaos, dostałam dużo
komplementów no i oczywiście cieszyłam się przez calutki czas.
Na 5 minut przed 16 zniecierpliwiony
urzędnik powiedział że musimy zdążyć przed deszczem - pogoda była idealna,
z nieba nie spadła nawet kropelka :) Poniżej szybkie selfie przedślubne z moim PM.
Dalej wszystko było mało zorganizowane. Wyszliśmy elegancko z sali,
kiedy goście prowadzili rozmowy w najlepsze. Nasze przejście po dywanie również
widzieliśmy tylko my, Wiktor i Magda z aparatami i urzędnik :D
Tu muszę dodać, że kiedy po przyjeździe na salę zobaczyłam że
ogród jest już udekorowany byłam zaskoczona. Spodziewałam się
noszenia przez nas krzeseł, łuku kwiatowego, szukania stolika itp.
O kwiatach czy innych dekoracjach nie było mowy. A tu pyk,
wszystko gotowe, nawet dywan rozłożyli :D
Oto screen z naszego filmiku ślubnego (w roli kamerzystów kilkoro moich znajomych
z moim aparatem). Uroczystość nie była nagłośniona, więc była słyszalna
wyłącznie dla nas i świadków.
No i bum, 16:00, zaczynamy. To było najpiękniejsze 15 minut mojego życia, zdecydowanie.
Moment przysięgi był podsumowaniem całego naszego dotychczasowego związku.
Wiedziałam, że to będzie magiczne, ale nie że aż tak!
Bardzo powoli, bardzo świadomie i bardzo wyraźnie wypowiadaliśmy słowa
za urzędnikiem. Oboje byliśmy bardzo wzruszeni, oboje płakaliśmy.
Uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z moim cudownym J.
i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo było
ZGODNE, SZCZĘŚLIWE I TRWAŁE.
Pierwsza godzina, może dwie godziny wesela były mega spokojne, może za spokojne.
Wodzirej przeprowadził konkurs rodzinny z nagrodami które robiliśmy dzień wcześniej,
np. deskorolka (deska i rolki papieru), ekspres do kawy (gazeta super ekspres i kawa)
czy odkurzacz bezprzewodowy (szufelka i zmiotka). Był polonez na otwarcie,
pierwszy taniec w 70% improwizowany, ale podobno ładny :D
Później czas leciał już bardzo szybko, niewiele pamiętam bo dużo się działo.
Dużo tańczyliśmy (ze sobą i tylko chwilkę z innymi),
zagadaliśmy do każdego na sali (taki był cel i udało się!),
wypiliśmy kawę i herbatę w ogródku, a do picia % nikt nas nie namawiał
(według internetów miało się to dziać).
Pod wieczór przyjechali Lodowi Ratownicy
ze swoim rowerkiem i każdy był zachwycony. Każdy przychodził po kilka razy,
sama stałam w kolejce 3krotnie, zjadłam tak dużo jak tylko się dało, smaki były naprawdę przepyszne! To był strzał w 10! *krówka, mięta, oreo, kiwi - pamiętam o was....*
Nasze ankietki 'Życz i radź' musiały się spodobać, bo wszystkie które były są wypełnione :D
Był też 'Walc Świetlisty' czyli każda para miała świeczkę którą odpalali od naszej
i tańczyliśmy do wybranej przeze mnie nutki.
Bezpośrednio po walcu czyli o 22:00 był tort i podziękowania dla rodziców.
Dla wszystkich gości mieliśmy po czekoladzie i również byli zadowoleni :D
(też bym była na ich miejscu ^^)
Tort był czekoladowo-gruszkowo-jagodowy w środku, a śmietankowy na zewnątrz :D
I oczywiście przepyszny! :)
Okazało się też, że nikt nam nie powiedział jak się taki tort kroi :D
Za to jeść umiemy doskonale :3
Wesele skończyło się ok 3 rano, wcześnie i późno jednocześnie :)
Byliśmy ostatnią parą która zeszła z parkietu
(tańczyliśmy nawet kiedy wodzirej i dj składali swój sprzęt)
i w sumie dużo się wygłupialiśmy.
Kiedy się z nami żegnali to powiedzieli,
że to było pozytywnie zupełnie inne wesele niż wesela na których byli :D
Taki też feedback dostajemy powoli od naszych gości :)
W takich oto kapciuszkach biegałam sobie przed i po weselu :)
Polecam zabrać coś tak mięciutkiego dla zmęczonych stópek :D
Pozostaje mi teraz podzielić się jakie super słodkie rzeczy dostaliśmy!
To tylko dwa z góry dobroci i fajności naszych gości, nie spodziewałam się
tej kreatywności! I zrymowałam przypadkiem :O
Dynię i notesik sprezentowałam już sobie sama :D
Zmontowałam nam już filmik z tego dnia, ale nie upubliczniam
póki nie będzie oficjalnej zgody mojego Cuda :D
Zdjęcia (a nie screeny) wstawię jak tylko będą. Pozostaje czekać
do niedzieli, wymyślić coś ciekawego na plener i żyć dalej spokojnie :)
J.L.