Przyszedł dzień, w którym w końcu zasiadłam do komputera z zamiarem odświeżenia mojego małego kącika w sieci. Bywam oporna jeśli chodzi o przechodzenie z fazy pomysłu do fazy wykonania, nawet jeśli chodzi o rzeczy na których naprawdę mi zależy. Blog jest jedną z takich rzeczy. Wróciłam do starego szablonu (z delikatnymi zmianami). Jest bardziej minimalistycznie, tak jak lubię.
Podczas tej izolacji (którą również lubię) chciałabym uczyć się konsekwencji, małymi krokami. Takim krokiem może być codzienny wpis na blogu. Choćby zdanie, ale codziennie, najlepiej o tej samej godzinie. Nie wiem, dlaczego wcześniej na to nie wpadłam. A może pomysł zgubił się gdzieś w gąszczu nieuporządkowanych myśli?
Robię dużo zdjęć. Nie byłoby to nic szczególnego, gdyby nie
czas jaki na to poświęcam. Może nie na samo robienie, co przerabianie ich, łączenie kolorów i inne rzeczy. Ponadto, przywiązuję się do nich, a w efekcie mam wiecznie przepełnione dyski i bałagan. Chciałabym to posprzątać, poukładać jak ubrania w szafie. Wprowadzić minimalizm. Co prawda i tak zrobiłam postępy i zaczęłam robić
mniej zdjęć, jednak to dopiero początek drogi.
Zaczęłam traktować kwarantannę jak pewnego rodzaju podróż. Jej miejsce docelowe zmienia się w zależności od kursu, który wyznaczam na codzień. A ten się zmienia. Nie płynę linią prostą, co chwila muszę go poprawiać.
Gdyby tylko można było zobaczyć jak te nasze codzienne wybory wpływają na to, gdzie dopłyniemy...
Jeśli mam pisać codziennie, to na dziś już skończę.
Zostawiam tylko trochę obrazków z tego dziwnego czasu.
Do jutra!