Ten post będzie mieszanką zdjęć i słów. Niespójnych. Ot taki zbiór tego co się działo. Kończy mi się powoli jesień. Żegnam ostatnie żółto pomarańczowe liście. Nasze drzewo wygląda teraz tak jak wiosną. Gołe gałęzie i kilka perełek. Tym razem jednak nie będą się rozwijać, a kończą cykl. Cóż, taka kolej. Moment do którego czekam pewnie zajrzy za miesiąc. (edit: moment nastąpił rankiem, 20 listopada).
A dom jak dom. Stoi niezmieniony. Wszystko w nim jest stałe na tyle, że daje duży kontrast do tempa zmian u mnie. Najczęściej dobrych zmian. Wchodząc do starego pokoju słyszę tak wiele.
Jestem bardzo wdzięczna za moją rodzinę. Rodzice, siostra i jej kotek. Dobrze mieć ich po swojej stronie, oraz mieć świadomość, że pomimo wielu różnic, nic nas nie dzieli.
Zjedliśmy pyszny obiadek, spędziliśmy razem trochę czasu i czas na powrót do domu. Dom czyli miejsce gdzie jest moje serce, mój mąż i mój kot. Dom to piękna sprawa.
Koty pomagają kiedy nie przeszkadzają.
Prezentuje się to całkiem przyjemnie. A poniżej wszystko zapakowane.
No i w drogę na urodzinki!
JEDZONKO. Czyli trochę zielonego - ciasto mech planowałam od czasu urodzin. Jednak składniki stały i czekały, a czasu nie było. Szpinak się zepsuł, a mascarpone zostało podstawą nowego - spontanicznie wymyślonego deseru. Iza zapragnęła czegoś słodkiego, więc wzięłam to co było w kuchni i powstał Pan Kajtuś :D Mascarpone, trochę mleka, wiórki kokosowe i toffi. A skąd nazwa?Jako że Kota ma już swój deser (Panna Cotta) to przyszła pora na Kajtka. Zdjęcie deserku innym razem. Wracając do Mchu, kupiłam kolejny szpinak i mascarpone, a nauczona poprzednim czekaniem od razu wzięłam się do pracy ;)
Wyszło zakalcowe, ale całe szczęście lubię zakalce ;)
A poniżej tofu w sosie pomidorowym. W sprawdzonej chińskiej knajpce zdecydowałam się
po raz pierwszy na tofu, cena taka sama jak ukochany ryż z warzywami, więc czemu nie? Teraz już wiem czemu nie :D To fu.
Hit tej jesieni - ciasto dyniowe! Na początku szukałam, czy jest może dostępne w jakiejś warszawskiej kawiarni. Niestety nie znalazłam, więc pragnąc poznać smak amerykańskiego pumpkin pie postanowiłam sama spróbować je zrobić. No i tak to było.
Pierwsze za słodkie i brzeg cały spalony. Drugie mniej słodkie, ale wciąż za mocno...i brzeg również spalony. Trzecie przyznam, że zrobiłam wyłącznie na potrzeby filmu i postanowiłam, że musi się udać :) Tym razem brzeg nie był aż tak spalony, a samo dyniowe wyszło pysznie.
Wszystkie trzy robiłam wg. przepisu Jamie Olivera, polecam z bitą śmietaną!
No i poniżej śniadaniowe miksy, czyli szpinak - banan - pomarańcza.
Rano jedzenie mi nie idzie, więc ratuję się takim czymś.
Trzy kolejne zdjęcia, to efekt zabawy z moim ulubionym ostatnio Afterlight.
Czy to już scrapbooking?
Z ostatniej sesji jaką wykonywałam z A. M. i P. :)
Przytulające się gołębie, czekające na pociąg (?).
Goodbye Autumn!