wtorek, 21 listopada 2017

Do widzenia jesień!

Ostatnio trochę nie wiem jak żyć. W codzienności dość równo przeplata się spokojna rutyna z garstką chaosu. Mam oczekiwania, których nie potrafię na chwilę obecną sprecyzować. I trochę się w tym gubię. Straciłam coś co miałam kiedyś. Coś, czego nawet nie potrafię określić. Próby odzysku okazują się średnio skuteczne. Jak żyć, co robić? Zbędne pytania. Rozkoszuj się Panem, a On da Ci czego życzy sobie serce Twoje. Czymkolwiek to jest, bo ja już nic nie wiem.



Ten post będzie mieszanką zdjęć i słów. Niespójnych. Ot taki zbiór tego co się działo. Kończy mi się powoli jesień. Żegnam ostatnie żółto pomarańczowe liście. Nasze drzewo wygląda teraz tak jak wiosną. Gołe gałęzie i kilka perełek. Tym razem jednak nie będą się rozwijać, a kończą cykl. Cóż, taka kolej. Moment do którego czekam pewnie zajrzy za miesiąc. (edit: moment nastąpił rankiem, 20 listopada).



Pierwszy śnieg zawsze wprowadza mnie w końcowy etap roku, pełen podsumowań. I ogólnie kocham śnieg! :D


Odwiedziliśmy niedawno moją rodzinę. Przejazd samochodem przez tamte okolice przywołuje sporo wspomnień. Każde mijane miejsce ożywa i przed moimi oczami ukazują się ludzie i konkretne sytuacje. Głównie przypałowe lub dziwne.


A dom jak dom. Stoi niezmieniony. Wszystko w nim jest stałe na tyle, że daje duży kontrast do tempa zmian u mnie. Najczęściej dobrych zmian. Wchodząc do starego pokoju słyszę tak wiele.




Jestem bardzo wdzięczna za moją rodzinę. Rodzice, siostra i jej kotek. Dobrze mieć ich po swojej stronie, oraz mieć świadomość, że pomimo wielu różnic, nic nas nie dzieli.


Zjedliśmy pyszny obiadek, spędziliśmy razem trochę czasu i czas na powrót do domu. Dom czyli miejsce gdzie jest moje serce, mój mąż i mój kot. Dom to piękna sprawa.



Byliśmy też na 18stce. Naszła mnie ochota na jakieś większe obdarowanie, więc przygotowaliśmy 18 prezentów. Koncepcja była taka, żeby każdy prezent zapakować identycznie i dodać numerki. Sporządziliśmy listę i ruszyliśmy na zakupy. W prezentach można było odnaleźć m.in. choco-sticka, świeczkę zapachową, grube skarpetki, notesik na kłódkę, dwie książki. No i inne różności.




Koty pomagają kiedy nie przeszkadzają. 


Prezentuje się to całkiem przyjemnie. A poniżej wszystko zapakowane.


No i w drogę na urodzinki!


JEDZONKO. Czyli trochę zielonego - ciasto mech planowałam od czasu urodzin. Jednak składniki stały i czekały, a czasu nie było. Szpinak się zepsuł, a mascarpone zostało podstawą nowego - spontanicznie wymyślonego deseru. Iza zapragnęła czegoś słodkiego, więc wzięłam to co było w kuchni i powstał Pan Kajtuś :D Mascarpone, trochę mleka, wiórki kokosowe i toffi. A skąd nazwa?Jako że Kota ma już swój deser (Panna Cotta) to przyszła pora na Kajtka. Zdjęcie deserku innym razem. Wracając do Mchu, kupiłam kolejny szpinak i mascarpone, a nauczona poprzednim czekaniem od razu wzięłam się do pracy ;)


Wyszło zakalcowe, ale całe szczęście lubię zakalce ;) 


A poniżej tofu w sosie pomidorowym. W sprawdzonej chińskiej knajpce zdecydowałam się
po raz pierwszy na tofu, cena taka sama jak ukochany ryż z warzywami, więc czemu nie? Teraz już wiem czemu nie :D To fu.


Hit tej jesieni - ciasto dyniowe! Na początku szukałam, czy jest może dostępne w jakiejś warszawskiej kawiarni. Niestety nie znalazłam, więc pragnąc poznać smak amerykańskiego pumpkin pie postanowiłam sama spróbować je zrobić. No i tak to było. 


Pierwsze za słodkie i brzeg cały spalony. Drugie mniej słodkie, ale wciąż za mocno...i brzeg również spalony. Trzecie przyznam, że zrobiłam wyłącznie na potrzeby filmu i postanowiłam, że musi się udać :) Tym razem brzeg nie był aż tak spalony, a samo dyniowe wyszło pysznie.
Wszystkie trzy robiłam wg. przepisu Jamie Olivera, polecam z bitą śmietaną!


No i poniżej śniadaniowe miksy, czyli szpinak - banan - pomarańcza. 
Rano jedzenie mi nie idzie, więc ratuję się takim czymś.



Trzy kolejne zdjęcia, to efekt zabawy z moim ulubionym ostatnio Afterlight.



Czy to już scrapbooking?




Z ostatniej sesji jaką wykonywałam z A. M. i P. :)



Przytulające się gołębie, czekające na pociąg (?).



Goodbye Autumn!



sobota, 4 listopada 2017

Urodzinki

Początek listopada. Za mną publikacja jesiennego filmu, nad którym pracowałam dwa tygodnie. Podkreślam słowo publikacja, bo to dla mnie pewnego rodzaju przełom. Było bardzo trudno opublikować, bo w dniu premiery zaczęłam widzieć wyłącznie same wady i niedopracowanie. Mimo wszystko puściłam w świat, bo to było to, co postanowiłam. Od początku tego roku nagrywam i montuję filmiki 'do szuflady' do której dostęp ma bardzo wąska grupa. To dla mnie takie bezpieczne miejsce, gdzie nie narażam się na hejt, wyśmiewanie czy ogólne niezrozumienie. Chcę się pozbyć tego strachu, więc publikuję.







Stęskniłam się za grzywką :) A poniżej dwa prezenciki,
które dostałam - wymarzona taca. Koniec problemu z noszeniem
herbaty do łóżka i problemu, że herbata stygnie :D Urocze i praktyczne!


A niżej... cóż no. Zawsze byłam syreną :D



Tym oto ciekawym akcentem kończę wpis. 
Miłego i dobrego listopada!



Łączna liczba wyświetleń