Lubię zapachy. To takie małe metki różnych wspomnień. Oszałamiający zapach benzyny, słodki zapach kociego futerka, zapach nostalgicznych, jesiennych wieczorów. Zapach perfum mojej mamy, kiedy szykowała się do pracy o 5 rano i zakładała swój niebieski sweterek. Zapach lilii, który dogonił mnie wczoraj, przypominając spokojne popołudnia u babci.
Wspominałam wcześniej, że pokładam duże nadzieje w najbliższych sześciu miesiącach. Myślę, że nadszedł czas żeby popracować nad sobą. Jak nigdy. Nad swoim charakterem, relacjami z ludźmi, nad zdrowiem i organizacją.
Na Slot Art Festivalu, podczas jednych wykładów padło takie zdanie: 'Co robisz, żeby mieć depresję'? Trochę kontrowersyjne, ale odpowiedź pokazuje wiele. Co prawda nie miałam nawrotu depresji już od 3 lat, wierzę że Bóg mnie uzdrowił, a jednak czasem zachowuję się tak, jakbym sama prosiła się o trudny czas.
Nie chcę opisywać na blogu szczegółowo swojej codzienności, sposobu myślenia. Jednak lubię widzieć tu ogólny zarys. Progres lub regres. Coś jak tytuł obecnego etapu w moim życiu. Obecny tytuł to zdecydowanie STAGNACJA. Jestem w tej karcie od wiosny i widzę, że nadchodzi nowe. Zrobię wszystko, by tytuł był inny.
Tymczasem jestem w podróży. Do ślubu Izy zostały dwa dni. Chciałabym się trochę ekscytować, ale obecnie mam zablokowane niektóre funkcje życiowe. Ciekawe, kiedy powrócą.