poniedziałek, 17 grudnia 2018

pink everything.

I znowu, czuję się sobą jakoś mocniej. Różowa płukanka działa cuda. Patrząc obiektywnie może wyglądam gorzej, ale co z tego, kiedy czuję się świetnie? Mam też wrażenie, że życie płynie inaczej. Tak bardziej... różowo, cokolwiek to znaczy. Wszystko teraz płynie tak szybko. Dziś ostatnie spotkanie z dziewczynami o fundamentach, jutro jadę dzień do Poznania (to będzie super czas!), później kończę montaż vlogów, dopinam małe prezenty, jeszcze 3 dni pracy w kawiarni i zamykam rok. Chcę już wyluzować. Choć to chyba tak nie działa, prawda? Zawsze czekałam, bo przecież zaraz się zacznie, już za chwilkę zacznę żyć na 100%! Myślę, że wciąż czekam. A seans trwa.   

Czuję, że żyję kiedy

*kiedy pływam. kocham pływać, kocham wodę.
*kiedy spotykam się z dobrymi ludźmi. ciężko tu o konkret. ciepła rozmowa albo swobodne milczenie przy kubku kakao. Albo kiedy poznaję nowych ludzi i coś klika, tak po prostu. Bezcenne uczucie. Tak poznałam Kubę. Szybko. Po prostu coś kliknęło i podjęliśmy decyzję, że będziemy to pielęgnować.\ *kiedy oglądam dobry film. Dobry to taki, kiedy lecą napisy końcowe, a ja wciąż oglądam. Kiedy po filmie milczę. *kiedy spaceruję w deszczu, ugotuję dobry obiad. raczej prozaiczne.
*kiedy dokumentuję codzienność pięknymi zdjęciami.
*kiedy uwielbiam Boga. Przebywanie w Obecności Boga jest totalnie niesamowitą, przemieniającą sprawą. Chcesz robić to całą wieczność. Po prostu przy Nim być.





wtorek, 11 grudnia 2018

grudzień przychodzi szybko

Chyba najszybciej ze wszystkich miesięcy. I bezlitośnie obnaża wszystkie twoje plany, których nie dopiąłeś. A może przeciwnie, chwali cię spokojnie, dodaje nadziei. Mój grudzień jak zawsze nieco zaskoczony, ale pełen podziwu. Bo ostatecznie wszystko się udało. Jestem dzielna. A teraz tak sobie siedzę i patrzę w rażący monitor (Kuba zawsze każe przyciemniać) i trochę pustka. Bo o czym mam pisać i vlogować bo takiej przerwie? ja już trochę wiem o czym.


Także mija kolejny rok. Zrobiłam kilka drobnych kroczków do przodu i żadnego wstecz. Uważam więc, że jest co świętować. Jeśli chodzi o rok kolejny, życzę sobie pracowitości.
Długich dni, zielonego na talerzu, gór, morza (może tym razem dłużej? mówię serio, że kiedyś w końcu tam zamieszkamy!)  i innych małych cudów do zobaczenia, przekroczenia kosmicznej liczby nagranych i opublikowanych filmów, zrobionych najpiękniej jak obecnie potrafię, założenia firmy i sukcesu większego niż w najśmielszych marzeniach, prostoty i radosnego spokoju, tego, żeby włosy się same robiły różowe. No i zdrowia, wiadomo. Żebym tak bardziej zaczęła dbać o to zdrowie, o.








Gdybym regularnie pisała, to blog wiedziałby że jutro przyjedzie do mnie ponad 20 skrzynek z których zrobimy regał. Że niemal każdej nocy przewracam się z boku na bok aż do 2, co chwila wpadając na pomysł życia, który muszę zapisać. I rzeczywiście, każdy z nich to pomysł życia. Wiedziałby, że jestem średnio zadowolona z siebie i co trzeci dzień chcę wyglądać inaczej. Skrajnie inaczej. Wiedziałby, że chciałam rzucić pracę baristy już milion razy, ale wciąż w niej jestem (choć na śmieszny etat), jest trochę uzależniająca.

Blog widziałby te wszystkie cudowne, wciąż nieopublikowane zdjęcia. Widziałby, że w tym roku przerobiłam obróbkę w znacznie większej ilości stylów, niż bym tego chciała (ale wiedziałby, że nie potrafię wybrać jednego). Zobaczyłby, że pokochałam ziarno, ciepłe, karmelowo - złote barwy, biel i róż. Blog zobaczyłby cały ten chaos z mojej głowy.




poniedziałek, 17 września 2018

czwartek, 30 sierpnia 2018

Las.

Ostatnio często w nim bywam. Mamy nieco skomplikowaną relację, czasem się go boję, częściej podziwiam i odpoczywam. Uspokaja mnie jego zapach i atmosfera. I pomyśleć, że przez prawie 2 lata odwiedzałam go tylko sporadycznie. Dlatego czasem dobrze mieć psa, bo można chodzić do lasu. Każdego dnia.





A niżej ja w bliskiej sobie wersji, czyli
warkocz, żeby było wygodnie
okulary, żeby widzieć
słuchawki, bo muzyka jest super i wyładowuje
mięciutki, różowy sweterek bo ładne i wygodne

Zdjęcie na wyjście z pracy. Czuję w kościach, że długo już tam nie posiedzę.
Siedzę w firmie prawie pół roku, ale od początku wakacji 
zaciskam zęby i spinam za trzech. A tak być nie powinno.
Jutro spróbuję zdobyć się na odwagę i pogadać z przełożonym.
Jeśli rozmowa przebiegnie pomyślnie, to pozostaje mi składać wniosek
o pakiet sportowy. Jeśli nie, składam wypowiedzenie. I nie wiem, co potem.
Wiem, że to praca od Boga, bo wydarzyło się kilka rzeczy, które to potwierdziły.
Czy miałam tu przyjść tylko na ten czas? Czy mam jeszcze zostać?
Boże, pomóż mi.


Niedawno kupiliśmy z mężem (ale poważnie brzmi, trololo)
spoko sprzęcik. Coś co kruszy lód, robi koktajle prosto do
butelki i można na tym cisnąć sok, np. z pomarańczy. 
Sprzęt marzenie, trochę głośny, ale codziennie w użytku.
Normalnie chce się jeść zdrowiej! 


No i cóż. Jesień mamy mili państwo. Może jeszcze nie w kalendarzu, ale
zdecydowanie w powietrzu. Wciąż ukochana pora roku, niezmiennie od lat.
Może stąd mój niespodziewany odzew, przypływ chęci. Nawet rysować zaczęłam.
Jak mogę zrobić jesień przez resztę roku? Zadanie do pomyślenia.
A w kwestii chęci, to mam zamiar schudnąć. Cóż za nowość.
Zacznę od ograniczenia cynamonowych rollsików (bez przesady),
dokończę butelkę różowego wina które czeka w lodówce (nie może się zmarnować),
a dalej samo pójdzie. Na pewno. Tym razem już na pewno :3


wtorek, 28 sierpnia 2018

Różowy.

Lubię rok, który powoli chyli się ku końcowi. Mocniej go lubię, bo oficjalnie ogłosiłam jesień i jest jakoś lepiej. Koniuszki liści zaczynają usychać, przez co nabierają tego świetnego koloru. A jeśli chodzi o kolor, to po 22 latach polubiłam różowy. Okazuje się, że wszystko jest kwestią odcienia. Różowy, piękny kolor. Kupiłam dziś szkicownik, rysuję i znikam,a gdy podnoszę wzrok niełatwo odnaleźć się w rzeczywistości. Pytanie, co jest rzeczywistością? Wystarczy pisania. Na dniach chcę nadrobić minione miesiące.












Kupiłam dziś różowy sweter.

Łączna liczba wyświetleń