wtorek, 23 maja 2017

Joy in simplicity

Postanowiłam napisać, ot tak o niczym szczególnym - czyli jak zawsze. Dobry, spokojny czas. Nabieram inspiracji i ustanawiam kilka nowych celów, może zrobię jakąś vision board, jak kiedyś :) 


Dostałam od Kuby kominek zapachowy (albo na kominek :D) i wosk z Yankee Candle. Delikatny zapach A Child's Wish unosi się teraz w mieszkanku i odpręża. Kominek przenoszę z salonu do sypialni, zależy od tego gdzie chcę przenieść delikatny zapach. Cieszę się niesamowicie!




Dziś rano miałam genialny poranek. Wybudzałam się z mięciutkim, kocim futerkiem wtulonym w moją twarz. Tak jest praktycznie codziennie, ale dziś Kajtuś się wyjątkowo postarał. Dosłownie przytulał moją twarz, ciągle się przysuwał. Przeuroczo! Mam najfajniejszego kota na świecie! :D


Z życiowych newsów, ostatnio zrobiłam swoją pierwszą pizzę :) Było co jeść przy maratonie 13stu powodów, a ciasta zostało jeszcze na kolejny dzień. Niby nic szczególnego, a jednak. Jest coś genialnego w samodzielnym przygotowaniu pizzy. Zrobienie roztworu z drożdży, zagniatania, odczekania. Nakładanie sosu na spód jest moją ulubioną częścią, choć zupełnie nie wiem dlaczego :D Później posypywanie serem, składniki (mogę dodać dokładnie tyle oliwek ile zechcę, to takie piękne!) i oczywiście bazylia <3 Jeśli chodzi o bazylię to w najbliższym czasie planuję zrobić lody bazyliowe, znalazłam ciekawy przepis i trzeba go wypróbować! :3



Z innych ciekawostek, od jakiegoś czasu biorę kwas foliowy i choć w ciąży jeszcze nie jestem to mamy już pierwsze imiona dla dzieci :)



Skończyłam dziś czytać drugą część owocowej trylogii Izabeli Sowy. Pierwszej niestety nie udało mi się znaleźć w biblioteczce moich rodziców, skąd przywiozłam Cierpkość Wiśni i Herbatniki z Jagodami. Pamiętam że jak byłam mała intrygowały mnie nazwy tych książek (jest jeszcze Smak Świeżych Malin) okładki też były ciekawe, ale nie mogłam się przemóc do takiej literatury. Na szczęście pokonałam ten opór i przy ostatniej wizycie w domu zabrałam ze sobą książki z zamiarem ich przeczytania, choć nie całkiem wierzyłam że się to uda :D Cierpkość czyta się lekko i szybko, zobaczymy jak Herbatniki :)



Przefarbowałam też włosy na coś co przypomina rudy, nie jestem zachwycona efektem ale moje włosy szybko spijają takie kolorki więc się nie martwię. Później popróbuję cieplejszych odcieni rudości i myślę o zrobieniu grzywki. Nie jestem jeszcze w 100% przekonana, ale pomysł krąży. Wracają też myśli o trwałej, ale to chyba jeszcze odważniejszy krok i zdecydowanie niekonieczny ;)



Teraz wracam z pracy do mieszkanka. Ciężko pisać w autobusie, ale to chyba jedyny sposób żeby pisać w ogóle. W pracy zostały jeszcze 3 dzionki i startuję z fotograficzno-filmowym utrzymaniem. Zlecenia na najbliższe 3 msc są, mam nadzieję że po tym czasie będą też na kolejne miesiące :)
W minioną sobotę byłam na swoim pierwszym Baby Shower (w dodatku podwójnym)! Jedyne jakie znałam wcześniej to to ze Shreka 3 ;p Dzień później zrobiłam kolejną ciążową sesję, czyli kilka fotek z brzuszkiem :) Oto zajawka!



Na dziś kończę. Popijam ulubioną ostatnio herbatę jaśminową prosto z Chin, słucham Indie Folka,
rzucam kotu kapselek. Piszę tutaj. I powstaje radość z małych rzeczy :) Może jeszcze odpalę kominek :D






Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. 
JEREMIASZA 29:11

poniedziałek, 15 maja 2017

Piszę choć koślawo

Miasto mnie przytłacza. Co krok to wybuch. Wybuch kolorów, świateł, dźwięków, ludzi - cytując Bisza, lubię osoby lecz nie lubię ludzi. Co krok to inna emocja. Warszawa tętni, ale zdecydowanie nie życiem. Ciągły przepływ. Nadmiar. Odczuwam to szczególnie teraz, wracając o 16 z pracy. Przytłacza mnie ilość. Niezależnie od kierunku w który patrzę. Odczuwam genialny kontrast. Pomiędzy niedzielnym porankiem o 6, śpiącą wsią,  rosą na trawie, spokojnym niebem, ciszą. Z drugiej strony jest hałas przeplatanych się rozmów. Kumulacja ludzi i ich historii. Pogoń. Wspominam wakacyjne wyjazdy do domu rodzinnego mojej mamy. Wyjazdy na zakupy do miasta były nieznośnym wyrwaniem z dobrego snu. Obecne powroty do miasta do najmilszych nie należą. I choć na co dzień mieszkam spokojnie, mam za oknem las (to wciąż Warszawa!), wystarczy tylko przejechać przez centrum by mój mózg wołał o przerwę. Ten nadmiar wszystkiego wyczerpuje. Dlatego szkolnych czasów nie wspominam dobrze i opuszczałam lekcje tak często jak się dało. Tu dochodzi też kwestia schematów, trochę szufladek, niespełnionych oczekiwań i za wysokich poprzeczek.

*powrót do domu. Kuba. Kajtuś. Dywan i odpoczynek. Naleśniki. Zmęczenie i niechęć do wyjścia gdziekolwiek, więc...
*... Czym prędzej wychodzę! Na grupę biblijną dla kobiet. Po całym dniu najpełniej odpoczniesz przy Bogu. Duch się regeneruje! Nawet ciało ma więcej energii. Ale czas wracać do domu bo jutro rano czeka mnie praca, czyli lecę...
*...na imprezkę urodzinową! W poniedziałek o 21 :D Bo trzeba się razem cieszyć i świętować!

I ostatecznie w domu jestem po 23, piję herbatkę, rzucam kotu ołówek (aportuje do znudzenia) i myślę o tym, że za mną dobry dzień!









Łączna liczba wyświetleń