Żeby to wszystko jakoś rozładować pojechaliśmy w piątkę do Ostrowa. Wyjazd mi troszkę poukładał w głowie. Zmieniłam swoje nastawienie. Zjadłam tonę gofrów - a to nie były byle gofry! Morze pierwszego dnia było bardzo spokojne. Przy brzegu pływało dużo meduz, początkowo próbowałam omijać, aż zobaczyłam że dzieciaki noszą je w swoich dłoniach. Później już sama nie mogłam przestać głaskać tych galaretek :D Drugiego dnia calutki dzień na plaży. Fale zalewały głowy, było dużo zabawy. Wieczorem automaty i pierogi w domowej knajpce (btw, chyba każdy mieszkaniec Ostrowa wynajmuje turystom pokoje w swoim domu). Wróciliśmy w niedzielę, a dokładnie w poniedziałek o 1 w nocy.
Od tego czasu jesteśmy pochłonięci organizacją wesela. Uznaliśmy, że skoro już będzie to postaramy się, żeby było udane. A dziś rano II list Piotra, polecam przeczytać i przypomnieć sobie (bądź ustalić) priorytety.
A na dokładkę trochę pięknej I.
Do napisania za kilka dni :3